O tym, że Maciąg potrafi przenieść czytelnika w inny świat wiem już od dłuższego czasu, bo jego książki chłonie się jak gąbka wodę. Tuk tuk Cinema to nietypowa opowieść o Indiach o losach spotkanych po drodze ludzi jak i losie samego Roberta. Maciąg miał jeden cel – pokazać jak największej ilości dzieciaków (i dorosłym) polskie bajki – głównie Bolka i Lolka, Reksia. Miał pokazać im wesołą rzeczywistość. Dać to, czego na co dzień zazwyczaj nie mają – zwykły uśmiech, radosnego dziecka, które przeżywa swoje wspaniałe dzieciństwo.
Tak jak ogromne są Indie, tak wiele w nich podziałów i kontrastów. Spotkasz w nich wszystko. Bieda miesza się tu z bogactwem. Brudne slumsy z najnowszymi trendami mody. Piękne kolory ze smutkiem. Wszystko dlatego, że w zależności w jakiej części Indii jesteś – to takiego świata na jaki właśnie trafiłeś doznasz. W tej książce nie ma zachwytu nad pięknem Indii, płaczu nad biedą i rozdartego serca białoskórego faceta, który wyrwał się do tego kraju. Tu są szczere emocje, które bardzo mi się spodobały.
Autor – to człowiek z ogromnym doświadczeniem podróżniczym, ale nie tak wielkim by mówić o sobie, że jest znawcą. Sam podkreśla, że jest w Indiach już któryś raz i ciągle się ich uczy. Robert nie lituje się tu nad nikim, nie pokazuje nagich ciał palonych na brzegach Gangesu, nie dziwi go sprzątające dziecko przed domem, które powinno być w szkole. Nie dziwi go, że tyle mówi się tu o gwałtach, nie jest mu obce także słuchanie innych. Maciąg w swojej kolejnej podróży po Indiach dzieli je na części pierwsze. Sprawia, że każda chwila nie jest już tylko wspomnieniem czy przeżyciem. Zostaje ona złożona z szeregu ważnych momentów, które specjalnie zostały rozebrane na części pierwsze tylko po to by Indie jeszcze bardziej zrozumieć.
Wszystko zaczęło się w 2013 roku, gdy Robert pojechał do Nepalu – miał pokazać dzieciakom z małej szkoły kreskówki z Bolkiem i Lolkiem oraz Reksiem. Dwa lata później jechał na skuterze w Indiach wzdłuż świętego Gangesu i rozpoczął tym samym swój ważny, może najważniejszy? projekt w życiu. Mając do dyspozycji skuter i wożąc ze sobą „małe kino” miał zmienić świat dzieciaków żyjących na co dzień w różnych, często bardzo trudnych warunkach. W tonach kurzu, gdzie ekranem było prześcieradło a kable kombinowało się już od południa Maciąg stworzył nowy – lepszy świat dla indyjskich maluchów. Odrywał dzieci i także dorosłych zazwyczaj na godzinę od ich szarej rzeczywistości i dokonywał cudów.
Wywoływał uśmiech na wielu smutnych i brudnych buziach. Całkowicie za darmo. Sam za każdym razem uczestniczył w pokazie, ale nie wpatrywał się w ekran a bacznie spoglądał na twarze swoich małych bohaterów. Widział w ich oczach bardzo wiele. Nie raz został wprowadzony w skrępowanie. Ponosił także porażki, gdyż nie za każdym razem „pokaz” kończył się sukcesem. Nie poddawał się i konsekwentnie dążył do swojego celu.
I co najciekawsze, czytając tę książkę bardzo przeżywasz emocje tych dzieciaków. Przeżywasz także emocje Roberta, który drugoplanowo pokazuje ci Indie. On zrobił tu bardzo cenny zabieg. Nie napisał w oczywisty sposób o kulturze czy religii i innych ważnych aspektach tego ogromnego kraju.
Zrobił to drugoplanowo. Bardzo umiejętnie ukazał prawdziwe Indie, nie te z przewodnika. Nie te z kolorowych obrazków, nie te biedne i nie te smutne. Nie te, które opisuje każda osoba, która z nich wraca. Nie ma tu turystycznych sztucznych nadętych gierek. Tu są prawdziwe Indie, tu i teraz. Indie Roberta, które mogą być moje i twoje także, ale przeżyj je po swojemu i pozwól im żyć i być takimi jakie są.
Maciąg opisał to wszystko z porządnym wyczuciem, na odpowiednim poziomie. Sprawił, że nie będąc nigdy w tym kontrastowym kraju poczułam go bardzo blisko. Z radością czytałam o emocjach wszystkich ludzi, którzy doświadczyli na zakurzonym ekranie Bolka i Lolka czy Reksia. Ogromnie cenię Roberta za pomysł i realizację projektu. Mógł w pewnym momencie rzucić to wszystko w cholerę przecież! Każdy ma jakiś poziom wytrzymałości, a jak sam pisze – Indie powodują, że czujesz się tu inaczej i żyjesz inaczej.
Podobała mi się forma wypowiedzi Roberta w tej książce. Bezpruderyjna, ogromnie bezpośrednia, z przekleństwami (jak było trzeba!). Autor nie naciąga nas na nic, pokazuje nam swoje doświadczenia i przeżycia. On się nie bawi Indiami, on nimi żył i żyć już będzie.
Takiej przygody nie da się zapomnieć. Dziękuję Robert za wszystkie mądrości zawarte w tej książce. Za te historie, za sprawianie, że świat choć na chwilę może być lepszy. Za to, że to zrobiłeś.
Cóż, napisanie „Baaaardzo dziękuję za zrozumienie tego co chciałem napisać” to wciąż za mało 🙂
Pozdrawiam!! i Jeszcze raz – dzięki!