Recenzja książki Tuk tuk Cinema – Roberta Maciąga


14355137_1165966533426289_4029637307644628332_n

O tym, że Maciąg potrafi przenieść czytelnika w inny świat wiem już od dłuższego czasu, bo jego książki chłonie się jak gąbka wodę. Tuk tuk Cinema to nietypowa opowieść o Indiach o losach spotkanych po drodze ludzi jak i losie samego Roberta. Maciąg miał jeden cel – pokazać jak największej ilości dzieciaków (i dorosłym) polskie bajki – głównie Bolka i Lolka, Reksia. Miał pokazać im wesołą rzeczywistość. Dać to, czego na co dzień zazwyczaj nie mają – zwykły uśmiech, radosnego dziecka, które przeżywa swoje wspaniałe dzieciństwo. 

Tak jak ogromne są Indie, tak wiele w nich podziałów i kontrastów. Spotkasz w nich wszystko. Bieda miesza się tu z bogactwem. Brudne slumsy z najnowszymi trendami mody. Piękne kolory ze smutkiem. Wszystko dlatego, że w zależności w jakiej części Indii jesteś – to takiego świata na jaki właśnie trafiłeś doznasz. W tej książce nie ma zachwytu nad pięknem Indii, płaczu nad biedą i rozdartego serca białoskórego faceta, który wyrwał się do tego kraju. Tu są szczere emocje, które bardzo mi się spodobały.

Autor – to człowiek z ogromnym doświadczeniem podróżniczym, ale nie tak wielkim by mówić o sobie, że jest znawcą. Sam podkreśla, że jest w Indiach już któryś raz i ciągle się ich uczy. Robert nie lituje się tu nad nikim, nie pokazuje nagich ciał palonych na brzegach Gangesu, nie dziwi go sprzątające dziecko przed domem, które powinno być w szkole. Nie dziwi go, że tyle mówi się tu o gwałtach, nie jest mu obce także słuchanie innych. Maciąg w swojej kolejnej podróży po Indiach dzieli je na części pierwsze. Sprawia, że każda chwila nie jest już tylko wspomnieniem czy przeżyciem. Zostaje ona złożona z szeregu ważnych momentów, które specjalnie zostały rozebrane na części pierwsze tylko po to by Indie jeszcze bardziej zrozumieć.

Wszystko zaczęło się w 2013 roku, gdy Robert pojechał do Nepalu – miał pokazać dzieciakom z małej szkoły kreskówki z Bolkiem i Lolkiem oraz Reksiem. Dwa lata później jechał na skuterze w Indiach wzdłuż świętego Gangesu i rozpoczął tym samym swój ważny, może najważniejszy? projekt w życiu. Mając do dyspozycji skuter i wożąc ze sobą „małe kino” miał zmienić świat dzieciaków żyjących na co dzień w różnych, często bardzo trudnych warunkach. W tonach kurzu, gdzie ekranem było prześcieradło a kable kombinowało się już od południa Maciąg stworzył nowy – lepszy świat dla indyjskich maluchów. Odrywał dzieci i także dorosłych zazwyczaj na godzinę od ich szarej rzeczywistości i dokonywał cudów.

Wywoływał uśmiech na wielu smutnych i brudnych buziach. Całkowicie za darmo. Sam za każdym razem uczestniczył w pokazie, ale nie wpatrywał się w ekran a bacznie spoglądał na twarze swoich małych bohaterów. Widział w ich oczach bardzo wiele. Nie raz został wprowadzony w skrępowanie. Ponosił także porażki, gdyż nie za każdym razem „pokaz” kończył się sukcesem. Nie poddawał się i konsekwentnie dążył do swojego celu.

I co najciekawsze, czytając tę książkę bardzo przeżywasz emocje tych dzieciaków. Przeżywasz także emocje Roberta, który drugoplanowo pokazuje ci Indie. On zrobił tu bardzo cenny zabieg. Nie napisał w oczywisty sposób o kulturze czy religii i innych ważnych aspektach tego ogromnego kraju.

Zrobił to drugoplanowo. Bardzo umiejętnie ukazał prawdziwe Indie, nie te z przewodnika. Nie te z kolorowych obrazków, nie te biedne i nie te smutne. Nie te, które opisuje każda osoba, która z nich wraca. Nie ma tu turystycznych sztucznych nadętych gierek. Tu są prawdziwe Indie, tu i teraz. Indie Roberta, które mogą być moje i twoje także, ale przeżyj je po swojemu i pozwól im żyć i być takimi jakie są.

Maciąg opisał to wszystko z porządnym wyczuciem, na odpowiednim poziomie. Sprawił, że nie będąc nigdy w tym kontrastowym kraju poczułam go bardzo blisko. Z radością czytałam o emocjach wszystkich ludzi, którzy doświadczyli na zakurzonym ekranie Bolka i Lolka czy Reksia. Ogromnie cenię Roberta za pomysł i realizację projektu. Mógł w pewnym momencie rzucić to wszystko w cholerę przecież! Każdy ma jakiś poziom wytrzymałości, a jak sam pisze – Indie powodują, że czujesz się tu inaczej i żyjesz inaczej.

Podobała mi się forma wypowiedzi Roberta w tej książce. Bezpruderyjna, ogromnie bezpośrednia, z przekleństwami (jak było trzeba!). Autor nie naciąga nas na nic, pokazuje nam swoje doświadczenia i przeżycia. On się nie bawi Indiami, on nimi żył i żyć już będzie.

Takiej przygody nie da się zapomnieć. Dziękuję Robert za wszystkie mądrości zawarte w tej książce. Za te historie, za sprawianie, że świat choć na chwilę może być lepszy. Za to, że to zrobiłeś.

Jedna myśl na temat “Recenzja książki Tuk tuk Cinema – Roberta Maciąga

Dodaj własny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: