Ledwie powłóczył nogami. Widział już tak dużo skrzynek, że stracił rachubę, a także dwa vany Royal Mail i kuriera na motorze. Pomyślał o wszystkich rzeczach w swym życiu, koło których przeszedł obojętnie. Uśmiechy, zaproszenia na piwo. Ludzie, których codziennie mijał na parkingu przed browarem lub na ulicy, nie podnosząc głowy. Sąsiedzi, których nowych adresów on i Maureen nigdy nie zatrzymywali.
I jeszcze gorzej: syn, który z nim nie rozmawiał, i żona, którą zdradził. Przypomniał sobie ojca w domu opieki i walizkę matki przy drzwiach. A teraz dała o sobie znać kobieta, która dwadzieścia lat temu dowiodła swej przyjaźni. Czy tak miało być? Właśnie teraz, kiedy chciał coś zrobić, było już za późno? Czy w końcu musi się poddać, rezygnując ze wszystkiego, co w jego życiu było ważne? Świadomość własnej bezradności przytłoczyła go. List to za mało. Musi być jakiś sposób, aby coś
zmienić. […]
Odszukał adres i numer telefonu, ale ręce tak mu się trzęsły, że ledwie mógł wystukać swój numer pin. Usłyszał sygnał i wstrzymał oddech. Strużka potu spłynęła mu między łopatkami. Po dziesięciu sygnałach wreszcie ktoś podniósł słuchawkę i usłyszał starannie wymawiający każde słowo głos:
– Dzień dobry. Hospicjum świętego Bernarda.
– Chciałbym rozmawiać z pacjentką. Nazywa się Queenie Hennessy.
Nastąpiła chwila ciszy.
– To bardzo pilne – dodał. – Muszę wiedzieć, jak się czuje.
Kobieta po drugiej stronie westchnęła głęboko. Ciarki przeszły mu po plecach. Queenie umarła, spóźnił się. Przycisnął pięść do ust.
– Obawiam się, że pani Hennessy śpi. Czy chce pan zostawić wiadomość? […]
– Proszę jej powiedzieć, że Harold Fry jest w drodze. Wystarczy, że będzie czekać. Ponieważ mam zamiar ją uratować, rozumie pani. Ja będę maszerował, a ona musi żyć. Przekaże jej to pani?
Kobieta potwierdziła. Spytała, czy jeszcze coś chciałby wiedzieć, czy zna godziny odwiedzin i ograniczenia dotyczące parkowania.
– Nie jadę samochodem – powtórzył. – Chcę, by żyła.
– Przepraszam, czy mówił pan coś na temat samochodu?
– Idę pieszo z South Devon aż do Berwick-upon-Tweed.
Usłyszał, jak zniecierpliwiona kobieta po drugiej stronie westchnęła.
– Okropne zakłócenia na linii. Co pan ma zamiar zrobić?
– Idę! – krzyknął.
– Rozumiem – powiedziała kobieta powoli, jakby sięgała po kartkę i długopis, aby to zapisać. – Pieszo. Powiem jej. Czy mam jeszcze coś dodać?
– Wyruszam w tej chwili. Tak długo, jak będę szedł, ona musi żyć. Proszę jej powiedzieć, że tym razem jej nie zawiodę.
Tekst i fragmenty książki: Wydawnictwo ZNAK
Skomentuj