Jedna z najbardziej oczekiwanych i największych polskich produkcji ostatnich lat. Zrealizowana z rozmachem uniwersalna opowieść o miłości, młodości, odwadze i poświęceniu, rozgrywająca się w czasie Powstania Warszawskiego. Nie jest to film historyczny, ani dokument o przebiegu Powstania Warszawskiego, ani też film o polityce. Mimo, iż rozgrywa się w walczącym mieście, opowiada historię ludzi, a nie oddziałów czy barykad.
Swoją recenzję rozpocznę od potwierdzenia prawdziwości powyższych zdań. Wiele osób wybierających się na Miasto 44 idzie z przekonaniem zobaczenia faktów historycznych z Powstania Warszawskiego.
Jan Komasa uwagę widza skupia na emocjach jakie towarzyszyły powstańcom. Mogę śmiało przyznać, że to człowiek jest w filmie na miejscu pierwszym, w tle jest Powstanie a nie odwrotnie. Dlatego wszystkich kłócących się o ideę sprzeczności fabuły z faktami historycznymi po prostu nie rozumiem.
W filmie znajdziemy wiele mocnych scen, które na długo nie pozwolą o sobie zapomnieć. Dla mnie osobiście mocno wstrząsającą była scena ukazująca ścianę deszczu z ludzkich wnętrzności, a także zabijanie niewinnych Polaków przez Niemców. Komasa pokazuje okrucieństwo jakie niosło za sobą powstanie. Zapamiętam na długo scenę zabijania matki i brata na oczach bohatera filmowego Stefana, czy celowanie działem czołgu w jedną z głównych bohaterek Kamę.
Miasto 44 pokazuje uczucia powstańców jakimi wzajemnie się obdarowywali. Miłość jest kluczowa i stanowi najważniejszy element trzymający przy życiu. Jest ponad wszystko i dzięki niej, nie tylko Stefan i Alicja, ale pozostali mogą choć przez chwilę cieszyć się codziennością, choć ciężko to sobie wyobrazić, gdy w tle tyle ludzi umiera.
Miasto 44 przepełnione skrajnymi emocjami. Wiele jest w nim smutku i cierpienia. Wydarzenia, które miały miejsce odbiły się na psychice każdego, kto brał udział w Powstaniu Warszawskim i przeżył. W filmie oprócz więzi międzyludzkiej i relacji bliskich sobie osób zobaczymy wątek miłości. Co prawda są dwie, nawet trzy sceny osadzone w duchu XXI wieku. Jedna to pocałunek, któremu w spowolnionym tempie towarzyszy ogień z karabinowego strzału.
Druga scena erotyczna gdzie w tle usłyszymy dubstepowe dźwięki, a sama scena jest dość mocno przesadzona w nawiązaniu do sytuacji w jakiej młodzi bohaterowie się znajdują. Trzecia to wędrówka w kanale niczym z filmu grozy.
Wyjaśniam to sobie jednak tym, że dzisiejszy widz, oczekuje wielkich wrażeń i sensacji w filmie. Dlatego Komasa sięga po nietypowe rozwiązania, w sposób nienaturalny wplata nowoczesność w 1944 rok.
W filmie można dostrzec świetnie zrobioną scenografię, idealnie dobrane stroje bohaterów. Gdy przysłuchamy się dialogom, to zauważymy, że Kosama nie zatracił filmowego języka, z którego jest znany. Film dobrze oddaje dramaturgię sytuacji. Jak wspominałam, nie traktuje on o Powstaniu w aspekcie historycznym. Przedstawia jego uczestników, ich codzienność, emocje i trudne chwile.
Moją uwagę zwróciła na siebie najbardziej Zosia Wichłacz grająca „Biedronkę”. Krystalicznie czyta postać, która naturalnie wkomponowała się swoimi emocjami w 1944 rok. Nie ma w niej filmowej skazy ani sztuczności.
Zachęcam do obejrzenia filmu Miasto 44 w Bytomskim Centrum Kultury w terminie od 26.09 do 9.10
Myślę, że oprawa scen przekraczających tło jest zamierzona. Film nie jest dokumentem, rozgrywa się w sferze uczuć młodych ludzi, tęskniących za miłością, szczególnie w tych ciężkich czasach. Świadomość, że za chwilę można stracić życie nie poznając jego smaków, sprawia, że uczucia mają siłę wybuchu niemożliwego do powtórzenia i przenoszą niejako w inny wymiar, zapomnienia o realiach. A miłość wszystko zwycięży i odpłaci dobrem, co widać też w tym filmie.