Wybierając się do Zawoi na majówkę pomyślałam, co można tam ciekawego zrobić skoro to nie wielka metropolia a jedynie najdłuższa wieś w Polsce. Pogoda deszczowa również nie zachęcała nas do wielkich planów wypadowych, a raczej utrzymywała w przekonaniu „zostajemy”. Zdanie na szczęście zmieniłyśmy. Pojechałyśmy w piątkę, mając energii za dziesiątkę.
Plan to podstawa
Nocleg załatwiłyśmy w Zawoi Czatoża. W okolicy mamy Babiogórski Park Narodowy, Suchą Beskidzką, Maków Podhalański, trochę dalej: Nowy Targ, Zakopane i ewentualnie Słowację. Były plany wyjazdu do sąsiadów, ale bliżej znalazłyśmy ciekawe miejsca na wypełnienie czasu.
Wyjechałyśmy z Piekar Śląskich rano i po drodze zrobiłyśmy mini postój w Żywcu na przerwę kawową. Oprócz browaru, którego nie chciałyśmy zwiedzać nie ma tam za bardzo nic, co mogłoby sprawić, że zostałybyśmy dłużej. Spacer po parku, kawa i jedziemy dalej.
Żywiec
Park w Żywcu
Nasz dom był położony w okolicy Babiej Góry, na którą wybrałyśmy się po wielkich planach – codziennie wszystko krzyżowała nam pogoda. Wypad w góry w czasie burzy jak dobrze wiecie nie jest dobrym pomysłem, nas i tak spotkały dwie (zapamiętane przeze mnie do końca życia) w trakcie wyprawy.
Zakopane na każdą pogodę
Deszcz, deszcz, i jeszcze raz deszcz spowodował, że bez zastanowienia pojechałyśmy ciut dalej … do Zakopanego. Celem było zakupienie chusty folkowej dla Doroty. Chciałyśmy jeszcze wjechać na Gubałówkę, ale przegrałyśmy z pogodą. Nie miało to najmniejszego sensu. Zwiedziłyśmy Krupówki, okoliczne stragany, a nawet ciucholandy jak na prawdziwe kobiety przystało. Gdyby warunki atmosferyczne nam sprzyjały na pewno zahaczyłybyśmy o Dolinę Kościeliską oraz Morskie Oko. Nacieszyć się jednak musiałyśmy spacerem po Krupówkach, ale w takim towarzystwie czas po prostu przeminął w mgnieniu oka. Polecam zajrzeć do miejsc, gdzie prowadzone są targi taniej książki, można naprawdę znaleźć fajne cacka literackie.
Zakopane Krupówki, ja we własnej osobie
Krupówki, Dorotka
Spacer po Krupówkach i dwie Madzie
Jak to na Zakopane przystało, wszędzie tłumy i chwilami trzeba było się przepychać przez ludzi, ale nie żałujemy, miło spędziłyśmy czas mimo deszczu i gradu. Polecam zakup oscypków na ciepło z żurawiną.
Kawa z Magdaleną w sympatycznej piłkarskiej knajpce
Śpiewać każdy może
Znalazłam imprezę Karaoke w Zawoi. Pewnego wieczoru po długich przygotowaniach wybrałyśmy się w okolice Zawoi Policzne – Mosorny Groń do karczmy „Winiarnia” gdzie odbyła się impreza. Fajny wystój, typowo górlaski, wszystko w drewnie. Jedzenie jednak nas nie powaliło, żurek smakował dość podobnie jak nasz w domu, jedynie kwaśnica zasłużyła na plusa. Podczas karaoke z Magdaleną udowodniłyśmy, że mamy talent śpiewając „Teksańskiego” HEY-a.
Babia Góra
My naszą przygodę rozpoczęłyśmy od startu w Zawoja – Krowiarki, gdzie zapłaciwszy 5 zł (lub 2,50zł ulgowy) za wejście na teren Babiogórskiego Parku Narodowego udałyśmy się czerwonym szlakiem ku Babiej…
Nie mając pojęcia, że przeszłyśmy Sokolicę udałyśmy się dalej w kierunku już naszego celu, czyli Babiej Góry. Czerwony szlak był przyjemny, ale ostrzegam podejście dość męczące pod górę schodami. Po drodze złapała nas burza, na górze dla odmiany nas wywiało i dzięki temu tak jak całe byłyśmy mokre, tak szybko się wysuszyłyśmy. Chcę jednak dodać, że burze są bardzo niebezpieczne w górach, dlatego jak planujecie wyjście to podstawą jest pogoda.
Wejście na Babią Górę
Wesoły turysta
Przepiękne widoki podczas spaceru
Pachnąca kosodrzewina
Przemoczona, ale szczęśliwa, Babia Góra tuż tuż
Ahhh roślinność
Śnieg też spotkałyśmy
Już prawie Babia
Piękno przyrody zachwyca
A śnieg przeraża i powoduje liczne upadki
Babia Góra zdobyta, 1725 m n.p.m
Mroczne chmury nadawały mistyczności temu miejscu
Ktoś ma sanki?
Strome zejście z Babiej Góry
Miejscami po drodze jak widzicie na zdjęciach był śnieg. Zejście z Babiej Góry odbyłyśmy też czerwonym szlakiem, jak widać na zdjęciu wyżej ten odcinek był dość specyficzny, bo trzeba było zejść po wielkich kamieniach bez zabezpieczeń, a były śliskie i jak na mój lęk wysokości naprawdę byłam z siebie dumna.
Szlak zaprowadził nas do schroniska Markowe Szczawiny, gdzie jeszcze było w miarę ładnie. Gdy wyszłyśmy z schroniska to nagle zmieniła się pogoda. Wybrałyśmy zielony szlak. Sceneria była niczym z filmu „Zmierzch”, mgła, mgła i jeszcze raz mgła. Zagrzmiało… i wtedy dopiero zobaczyłyśmy co to burza, nad nami pioruny a przed nami strumienie wody. No nic, trzeba było iść, mimo, że psychicznie czułam się wycieńczona. Byłyśmy przemoczone całkowicie, dlatego z dalszej części nie mam zdjęć, bo w zasadzie miałam problem z patrzeniem przed siebie, tak lało.
Mimo burz, zmęczenia, przemoczenia i przewiania nie żałuję. Widoki zapierają dech w piersi, zapach lasu sprawił, że aż chciało się oddychać. Cisza i spokój otoczenia, obcowanie z przyrodą i przede wszystkim to było coś innego niż siedzenie przed komputerem. Babią Górę polecam wszystkim, ale uważajcie na nią, słynie ze zmienności pogody.
Spacer po malowniczej Zawoi
Ta wioska ma to do siebie, że na pierwszy rzut oka wydaje się być może mało atrakcyjna, ale wybierając się na spacer dostrzegłyśmy jej piękno i malowniczość. Zwykły spacer zmienił się w podziwianie okolicy, nacieszyłyśmy oczy tym ciekawym miejscem.
Płynące w Zawoi potoczki
Ziewające koty
Cisza i spokój okolicy – Zawoja
Wesołe turystki
Któż nie chciał by mieć tam domu?
Spodobały mi się te kolorowe dachy – Zawoja
I stare budownictwo się zachowało
Urokliwie i romantycznie
Ekipa najważniejsza, brakuje tylko jednej Madzi
Nasz spacerowy przyjaciel, kot, który potrafił pozować do zdjęć
Grillowanie, grillowanie, grillowanie !
Deszcz nam nie przeszkadzał, a grill był prawie codziennie. Z dobrym humorem, z trampoliną i pyszną kiełbasą. Ja zostałam mianowana na rozpalacza i tak za każdym razem walczyłam z ogniem, ale gdy usłyszałam, że było pysznie to nawet towarzyszący mi codziennie zapach dymu z grilla moich ubrań przestał mi przeszkadzać.
Master of Grill
Wspomnienia z dzieciństwa Dorotki
Na takim wyjeździe najważniejsze jest to z kim jedziesz, nam wypad udał się w 100 % i polecam wszystkim Zawoje i okolicę na wekkendowy lub nawet dłuższy wyjazd.
Przystanek w Suchej Beskidzkiej przed Karczmą „Rzym”
I kolejna fotografia już z Madzią, która robiła poprzednie zdjęcie 😉 – Sucha Beskidzka
treść: Katarzyna Irzeńska
I oczywiście polecasz taką ekipę ! 😉
Ekipa, bezcenna i polecam !!! ;)))
Jak tam kolorowo i wesoło! 🙂
Fajne zdjęcia i znane mi tereny 🙂
Od razu zachciało mi się wyskoczyć w góry! Post zdecydowanie zachęca 🙂
ooo to bardzo się cieszę, bo mimo, że Zawoja to wiocha, to szkoda siedzieć na kanapie 🙂 lepiej ruszyć na Babią
Fajny blog – szkoda tylko, że niektóre zdjęcia już się nie pojawiają. Fajnie jest odwiedzać takie „archiwa”. 2013 rok to 9 lat temu – zmiany w przyrodzie już napewno widać.