Adharanand Finn, współpracownik „Runner’s World”, przez wiele lat przyglądał się kenijskim biegaczom i ich zwycięstwom w najsłynniejszych biegach długodystansowych, maratonach oraz biegach ulicznych, aż w końcu zapragnął poznać sekret ich niebywałej szybkości i przekonać się, czy zdoła dotrzymać im kroku.
– Wyd. Galaktyka
Wyobrażacie sobie, że żyjecie jak co dzień, pracujecie, macie dom i nagle „zwijacie” to wszystko i przenosicie się do Kenii by zostać obserwatorem stolicy biegania, by poczuć na własnej skórze pot, zmęczenie i adrenalinę? Tak właśnie zrobił autor książki. Z angielskiego hrabstwa wybrał się wraz z rodziną zabierając także sprzęt do biegania do Kenii. Idąc dalej, a raczej już powiem biegnąc, Finn założył buty i biegał z mistrzami olimpijskimi. Otaczali go mieszkańcy, sportowcy, bose biegające dzieci. Zasmakował na własnym ciele biegania. Takiego prawdziwego w pocie czoła, zmęczeniu i niekoniecznie luksusowym otoczeniu.
Był jednym z nich. Jadł to samo, robił co oni. Miał mordercze treningi czasem rozpoczynające się już od samego rana, dokładniej od piątej. Jaki miał cel? Chciał wystąpić u boku Kenijczyków w maratonie, który wiedzie przez krainę lwów.
Książka stanowi relację z tego co Finn zobaczył, doświadczył. Wszystkie przeżycia i emocje są zawarte w jego książce. Wykonał mówiąc kolokwialnie „kawał dobrej roboty”, poświęcił się w całości, tylko po to by spełnić postanowione marzenie.
Nie macie pojęcia jak wiele można się także nauczyć od Kenijczyków. Ta opowieść to coś więcej niż bieganie. To piękna historia o relacjach. Polecam!
Katarzyna Irzeńska
Skomentuj