Claude i Marie ciężko znoszą małżeństwa swoich trzech córek z mężczyznami o odmiennych religiach. Wkrótce najmłodsza oświadcza, że wychodzi za katolika.
Dawno nie widziałam tak dobrej komedii. Poziom żartu na odpowiednim miejscu, wręcz wykonany z inteligentną precyzją. Cała sala w kinie nieźle się bawiła, a ja od dawna nie śmiałam się w kinie tak głośno.
Philippe de Chauveron przedstawia nam historię rodziny, która musi zmierzyć się z odmiennością kultur i religii. Rodzice dziewczyn, które kolejno wychodzą za mąż za obcokrajowców muszą zaakceptować wybór swoich córek. Okazuje się, że mimo czasów w jakich żyjemy nie jest to wcale takie proste. Mężami kolejno stają się: Marokańczyk, Izraelczyk i Chińczyk. Do grona ma niebawem dołączyć miłość od najmłodszej z córek, która wybrała sobie Afrykańczyka.
Ta historia to splot wielu różnic kulturowych i religijnych zebrana w jedną wielką zabawną całość. Reżyser przedstawia ich codzienność w bardzo rozweselający sposób. Każda z córek ma odmienny charakter, co także świetnie ujęte zostało w filmie. Rodzice dziewczyn są komediowi. Ojciec nie raz wychodzi z siebie i praktycznie nic mu się nie podoba. Jest konserwatywny i ma swoje zasady. Matka cierpi nieustannie na depresję, gdyż każda rozłąka z córkami i rodziną sprawia, że jej życie traci sens. Zięciowie są przezabawni. Wspomniane różnice kulturowe i religijne mimo wszystko zbliżają ich do siebie, choć nie jest to łatwe. Na początku jest duże spięcie pomiędzy nimi, wraz z czasem mężczyźni stają się jednym ogniwem – tworzą swoją „paczkę” i są w tym wszystkim bardzo zabawni.
Ślub z obcokrajowcem to wyzwanie dla całej rodziny. Ukazanie sytuacji w komediowy sposób sprawia, że nie jedna osoba być może zmieni swoje podejście do takich związków. Płakałam ze śmiechu.
Skomentuj