Ta książka zawiera w sobie wyjątkową historię. Właśnie skończyłam czytać i zabrakło mi słów. Musiałam wytrzeć spływające łzy po policzku i tkwiłam tak 15 minut w ciszy, by coś napisać.
Małgorzata Szumska w „Zielonej sukience” zabiera nas w swoją daleką podróż, gdzie odnajduje rodzinne tajemnice i sekrety.
Autorka jedzie aż na Syberię, by doświadczyć tego, co przeżywali jej dziadkowie Janka i Staszek. Zsyłka do Rosji, rozstanie z ukochaną osobą i wiele dobrych i złych ludzi spotkanych po drodze.
Małgosia świadomie jedzie w nieznane. Jest pełna obaw i pozytywnej energii. Syberia wydaje się być na końcu świata. I w sumie jest! bo po drodze tyle się wydarzyło. Chęć poznania przeszłości i doświadczenia codzienności Janki (babci Małgosi) a także Staszka (dziadka Małgosi) była tak ogromna, że pojechała ich śladami.
Podróż ta była i wyjątkowa i trudna. Nie mam nawet na myśli trudu, który wiąże się ze strachem, zmęczeniem czy obawą. Trzeba być bardzo wytrwałym i odpornym psychicznie na to, co nas czeka. Małgosia zmierzyła się z wieloma sytuacjami i wiadomościami, które nią wstrząsnęły. Nie raz czuła, że jej oczy są wyciskaczem łez, a serce zaraz pęknie jej na pół. Rozłąka Janki ze Staszkiem była przez autorkę przeżywana na nowo. Wyjazd ten na pewno wiele Małgosię nauczył i dla mnie jako czytelnika ta podróż sprawiła, że zaczęłam jeszcze bardziej doceniać siłę ludzkiej woli. Komu dzisiaj by się chciało jechać odkrywać „to co już minęło” tak daleko?
Małgosia była świetnie przygotowana mentalnie. Google Maps użyła tylko po to by znaleźć nie istniejącą w mapach internetowych Mokruszę. Reszta spontanicznie ją zaskoczyła, ale zawsze jakoś to było, jakoś wybrnęła z sytuacji, jakoś (jeszcze) żyje …
Parabola emocji jaka mi towarzyszyła jest świetnym zabiegiem zastosowanym przez autorkę. Śmiałam się na głos, a po chwili smuciłam. Pochłonęłam książkę prawie jednym tchem, książkę, która z pozoru wydawać by się mogła nieciekawą. Kogo dziś interesuje czyjaś historia? Skupiamy się na sobie i kręcimy wokoło własnego ego.
Niesamowicie się wkręciłam w historię Małgosi, Janki i Staszka. Byłam pod wrażeniem, pełna obaw na przemian z strachem, co będzie za kilka stron. Widzę jak wiele w podróży można spotkać ciekawych ludzi i przeżyć wiele. Sama z doświadczenia to wiem. Małgosia w pełni udokumentowała to, że w podróży ważni jesteśmy my sami wobec siebie, ale także drugi spotkany po drodze człowiek.
Na końcu tej historii płakałam. Po cichu, w skupieniu, z szacunkiem dla Janki i Staszka. Dla Małgosi. Ta historia do mnie tak mocno dotarła, że Małgosia po tych 333 stronach stała mi się tak bliska, że nie wyobrażam sobie nie wypić z nią kiedyś kawy i wspomnieć moment, kiedy napisała pierwsze zdanie.
Mam dwa pytania:
1. czy w fabułę wplecione są fakty historyczne?
2. czy są tam opisy mentalności/społeczeństwa rosyjskiego?
1. Tak. Autorka opiera na faktach historycznych tą opowieść w czasach zsyłki. Jest to opis głównie wydarzeń i emocji bohaterów książki.
2. Tak. Małgosia pisze o ludziach spotkanych po drodze, jacy byli i jak ją traktowali.
Dzięki, brzmi dobrze. Oparta na faktach i osadzona w realnej czasoprzestrzeni – takie lubię.