Podróżowanie w dzisiejszych czasach jest dostępne tak naprawdę dla każdego z nas. Trzeba mieć jednak na to pomysł, środki i odwagę. Jedni lubią podróżować palcem po mapie i wsłuchiwać się w opowieści innych, drudzy realizują swoje marzenia – nawet jak trzeba iść pod wiatr. Wojciech i Eliza Łopacińscy – rodzice dwójki dzieci postanowili zawiesić rok swojego życia w próżni podróżowania. Decyzja jaką podjęli jest dość kontrowersyjna, bo w otoczeniu zaraz padło tysiące przeciwstawnych komentarzy, które sugerowały bardziej o ich szaleństwie i nieodpowiedzialności niż świetnym pomyśle na „reset”. Przecież dzieci mają szkołę, dorośli pracę, a w ogóle to nie pasuje to do standardowego szablonu rodziny! Książka została wydana nakładem wydawnictwa Bezdroża.
O czym jest ta książka?
„Zabrałam brata dookoła świata” jest bardzo ciekawa pod względem nie tylko odwiedzonych krajów, ale emocji jakie towarzyszyły rodzinie. Łopacińscy spakowali się na rok i postanowili wraz ze swoimi dziećmi podróżować po Ameryce Łacińskiej. Wszystkie kraje były dla nich nowym doświadczeniem, właściwie na wiele momentów nie byli przygotowani – ale jak da się zauważyć głowa rodziny Wojciech – jest pewnego rodzaju ryzykantem, który mimo szaleństwa „łeb na karku” ma, a gdy wymyśli coś ekstremalnie dziwnego to może liczyć na rozsądek swojej żony Elizy, która go zaraz sprowadzi na ziemię. Przeczytacie w tej książce ogrom ciekawostek o każdym z krajów jaki zwiedza rodzinka. Podobało mi się, że nie mamy suchych faktów, a wypowiedzi 4 osób – gdzie każdy z nich naprawdę jest ogromnym indywidualistą. Świetnie, że w książce wypowiadają się ich dzieci – okazuje się, że jedna sytuacja jaka im się przytrafiła może przynieść cztery różne rodzaje emocji, a oni w tym jeszcze potrafią znaleźć kompromis i się świetnie dogadują. Ich ideą jest jak najtańsze podróżowanie. Czyli mowa tu o backpackingu.
Wiedzę można przekazać w różny sposób. Czasem ciekawostka o danym kraju źle przekazana może nas tak znużyć, że kraj przestanie być dla nas przez to atrakcyjny. A Łopacińscy piszą prosto z mostu o swoich odczuciach. Tu nie ma podziału na dzieci i dorosłych bo wiele razy rodzice wpadali w większą euforię niż ich dzieci, a młodzi nie raz wykazali się ogromną dojrzałością w sytuacjach jakie opisali.
Podobało mi się jak każde z nich inaczej spoglądało na sprawy w danym kraju. O socjalistycznej Kubie nie opowie może nam Lusia, ale za to rodzice bardzo poważnie podeszli do tematu. Zaś Lusia i Wojtuś skupiali się na innych bardzo ważnych aspektach, na co być może mniej zwracali uwagę dorośli.
Na świecie jest wiele cierpienia i biedy – by się przekonać zobacz to na własne oczy
Nie ma chyba lepszego sposobu by wyjaśnić to dziecku, że są rówieśnicy, którzy naprawdę mają gorzej. Wiadomo, iż abstrakcją jest myślenie o tym, że każdy ma możliwość zabrania rodziny do biedniejszych krajów i pokazania im jak wygląda tam życie. Łopacińscy chcieli tego dokonać i to zrobili. Wiele razy ich dzieci doznały szoku, ale dzięki temu mogły wykreować sobie porównanie swojego życia do życia innych.
Czy to rozsądne zabrać dzieci w tak daleką i długą podróż?
A co komu do tego. Podczas czytania bywałam zaskoczona zachowaniem rodziców i dalszymi postępowaniami, ale przecież to ani nie moje dzieci ani nie moja sprawa. Każdy ma prawo do wychowywania dziecka i realizowania swojej codzienności tak jak ma na ochotę. Nie uważam, że Łopacińscy są nieodpowiedzialni czy niepoważni. To tak naprawdę ich sprawa co i jak zrobili.
Mam tylko nadzieję, że Wojtuś już nie nazywa swoich rodziców starymi, bo to nieładnie. Wiele dzieciaków marzy by mieć takie relacje z mamą i tatą. Wierzę, że to Wojtuś przeczyta i dotrze do niego, że bunt nastolatka i koledzy to jedno, ale serio ma fajnych rodziców i niech już nigdy nie nazywa ich starymi.
Mimo, że czasem nie zgodziłabym się z pewnymi zachowaniami i decyzjami Wojciecha i Elizy w aspekcie ich pomysłów w tej podróży to jestem pełna podziwu. Trzeba mieć „jaja” i ogrom odwagi, by wyruszyć z całą rodziną w taką podróż.
Wojciech to nieustanny marzyciel, który w końcu ma okazję na realizację swoich marzeń i swoją pasją zaraża innych. W jego szaleństwie jest coś, co sprawia, że zaczynasz mu ufać, chociaż wiesz, że on sam nie do końca jest pewien jak to będzie. Eliza kreuje się jako mocno stąpającą po ziemi, ale marzycielkę. Kieruje nią dobra intuicja (kobiety tak mają) i rozsądek. Jest dobrym łącznikiem pomiędzy ojcem a dziećmi. Ma swoje zdanie co mi się bardzo podoba i zarazem pierwiastek szaleństwa. Lusia to mała krucha istotka z jednocześnie silną osobowością. Jest ciekawa świata, potrafi się bardzo dostosować do wielu warunków, a przy okazji wykazuje taką dziewczęcą delikatność. Wojtuś jest znów bardzo odważny. Czasami nie przemyśli tego co robi, ale robi bo już powiedział A to musi powiedzieć B. Widać, że w czasie tej podróży był w czasie dojrzewania, gdyż wykazywał to w swoim zachowaniu i tak jestem pod wrażeniem jego dokonań. Mimo, że nazywa swoich rodziców starymi to jest z nimi bardzo związany i cieszy go ta podróż niesamowicie.
Wszyscy tworzą jedną całość i się dopełniają. Po drodze przez te wszystkie kraje spotyka ich wiele różnych sytuacji. Jest i wesoło i smutno. Nie zawsze wszyscy się ze sobą zgadzają, ale zawsze starają się iść na kompromis. Łopacińscy nikomu nic nie chcą udowodnić, ani pokazać jacy to oni wspaniali. Realizują swoje marzenia. Ich celem oprócz podróżowania było pokazanie w szkołach dzieciakom Polski. Ogrom prezentacji w języku hiszpańskim i angielskim za nimi. Był hymn naszego kraju, taniec Poloneza i wiele innych ciekawostek z Polski. Aż serce się raduje, że tak bardzo się w ten projekt zaangażowali.
Podsumowanie recenzji
Mocnymi słowami zakończona jest książka, gdzie tata Wojciech pisze o tym co myśli o komentarzach innych z otoczenia i nie tylko, którzy krytykowali ich wyprawę. Z jednej strony myślę, co za gość, co on sobie myśli – taki bezpośredni, a z drugiej właśnie za tą szczerość i bezpośredniość ma ogromny plus!
I na koniec tytuł… cały czas zastanawiałam się czemu to Lusia jest autorką i dlaczego dookoła świata, jak mowa o Ameryce Łacińskiej. Nie powiem Wam, sami przeczytajcie! A ja za rodzinkę trzymam kciuki! Jesteście mocno zakręceni, czasem niepoważni, ale polubiłam Was ogromnie. Jak Was kiedyś spotkam na festiwalu podróżniczym czy gdzieś po drodze, to gadamy do rana 🙂
Skomentuj