Trekking w malezyjskiej dżungli – szczyt Gunung Beremban 1812 m n.p.m. (Tanah Rata)


Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego na dziś zaplanowałam kolejny trekkingowy dzień w malezyjskiej dżungli w uroczej miejscowości Tanah Rata. Wybieram się na szlak nr 4, którego celem jest szczyt Gunung Beremban 1812m n.p.m. Jego początek odnajduję przy wielkim skwerze naprzeciw dworca autobusów. Przy mostku nad wąską, brunatną rzeczką Bertam zauważam brązowy szyld informacyjny „Hutan Lipur, Parit Falls, Cameron Highlands”.

Spis treści:

  1. Towarzystwo na szlaku? Jestem na tak!
  2. Trudności trekkingu w dżungli
  3. Na szczycie
  4. Informacje praktyczne

Towarzystwo na szlaku? Jestem na tak!

Na początku ścieżka prowadzi wzdłuż płotu, jest wyłożona kostką niczym chodnik. Jestem rozczarowana. Nagle spotykam dojrzałego mężczyznę. Ma azjatyckie rysy, jest niewysoki, siwy włos skrzy się na jego skroni a twarz otula delikatny zarost. Uśmiecha się życzliwie i nienachalnie, bije od niego spokój i ciepło.

Okazuje się, że celem Kaia jest dzisiaj również Gunung Beremban 1840m n.p.m. Około godziny 10:00 zaczynamy więc wspólną wędrówkę i pogaduchy. Szlak okazuje się prawie w ogóle nieoznakowany. Teraz wiedzie betonowymi schodami w górę, następnie przy drewnianej wiacie skręca w lewo. Wchodzimy coraz głębiej wąską wyciętą w gęstwinie ścieżką.


Trudności trekkingu w dżungli


Cały czas jest ostro pod górkę. Wystające korzenie tworzą schody, czasem dość wysokie, wymagające. Upragnioną ulgę dają nieliczne płaskie fragmenty. Ależ tu duszno! Koszulka przykleja się do spoconego ciała. A dżungla, jakby niewzruszona, niesie barwne, czasem groźne dźwięki, a głośne stukania narastają, powodując napięcie i niepokój. Niewątpliwie wyostrza to zmysł słuchu. Fascynująca jest ta atmosfera. Mój nowy kolega co chwilę zatrzymuje się, czeka na mnie, sprawdza czy jestem. Ja w najlepsze fotografuję, nasłuchuję nowych dźwięków i… piję dużo wody. A przed nami pokazuje się znowu długi i stromy fragment szlaku. Jest ślisko i mimo, że każdy krok stawiam ostrożnie i buty mam odpowiednie, to jednak nie udaje mi się uniknąć obsunięć w błocie i potknięć o korzenie. Wysiłki rekompensuje jednak bujna, przepiękna roślinność, świeżość powietrza, które chłonę z każdym przyspieszonym oddechem. Soczystość zieleni oplata pnie i korony tropikalnych drzew, miesza się z zeschniętymi gałązkami i zwitkami suchej kory. Ta dzicz kryje bogaty świat fauny. Dochodzimy do rozwidlenia z kilkoma tablicami, napisy na nich są zamazane i niewyraźne. Z trudem odczytujemy kierunki – na szlak nr 4, strzałka na Gunung Berumban oraz oznaczenie szlaku nr 6. Po drodze mijamy jeszcze odbicie na szlak nr 5, którym planuję zejście do wioski. Kai jednak przekonuje mnie, że nie ma sensu wracać do tej ścieżki, a po zdobyciu szczytu lepiej pójść dalej ścieżką nr 7.


Na szczycie


Jeszcze chwilka trekkingu i w końcu słyszę upragnione – Welcome to the top! Jest radość! Kolejny dżunglowy szczyt zdobyty. A on sam jest bardzo niepozorny. To niewielki kawałek ubitej brunatno-pomarańczowej gliny, otoczony ścianą zarośli. Na środku dumnie stoi tablica z nazwą szczytu, a nieopodal niej jakaś dziwna metalowa konstrukcja, przypominająca przewróconą basztę. Nie dodaje to uroku, na szczęście między drzewami rozpościera się piękny widoczek na zabudowania i wzgórza po drugiej stronie. Sprawdzam czas – jest 11:40. Robię pamiątkowe fotografie na szczycie z flagami polską i tarnogórską. Postanawiamy nie cofać się do szlaku nr 5, wybieramy nr 7 i zaczynamy schodzić. Dla odmiany jest ostro w dół i teraz z całych sił zapieram się o drzewa, ślizgając się o ich mokrą korę. Błotna maź na szlaku ma całkiem niezły poślizg. Buty chłoną tą pomarańczową breję, nogawki spodni niestety również. Mimo wszystko schodzimy dość sprawnie i szybko.

Złośliwe małpy, jadowite, włochate pająki czy czyhające na liściach pijawki?
Kai idzie pierwszy, jakieś 10 metrów przede mną. Nagle gwałtownie i nieoczekiwanie zatrzymuje się i słyszę tylko krótki komunikat – Don’t move! (Nie ruszaj się), a zaraz potem dociera do mnie głośnie warczenie i ujadanie. Gęste krzewy przysłaniają mi widok i z przerażeniem zastanawiam się jakież to dzikie zwierzę zastąpiło nam drogę. Dżungla kryje przecież wielu tajemniczych mieszkańców. Po chwili groźne odgłosy milkną i znikają w gąszczu. Przerażenie otwiera mi szeroko oczy. W dżungli obawiałam się jadowitych węży, włochatych pająków, czyhających na liściach pijawek, skrzekliwych, kolorowych ptaków, złośliwych, piskliwych małp, które zwinnie skaczą między drzewami…Szok! Zagrożeniem okazało się stado dzikich psów. Było ich około pięciu. Znalazły sobie w lesie swój azyl i zajadle pilnowały dostępu do swojej kryjówki. Kai dopiero teraz opowiada mi o swoim przykrym doświadczeniu sprzed kilku dni. Otóż podczas spaceru w dżungli zaatakowały go dwa psy i pogryzły nogę tak dotkliwie, że musiał być hospitalizowany. W głowie mam tylko jedną myśl – te bestie nie mogą zepsuć mi urlopu. W planach jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia – wyspa Penang, Borneo, Singapur. Szukamy więc z Kaiem sporych rozmiarów kijów, czekamy kilka minut i bardzo ostrożnie kontynuujemy zejście. Po drodze dobiega nas jeszcze kilka warknięć zza krzaków, ale na szczęście psy nie mają już ochoty na atak.

Do końca wędrówki mocno ściskam w dłoni mój kijek obronny. Ścieżka dalej wiedzie przez niewysokie, ale gęste zarośla oraz farmę truskawek, nad którą unosi się ich słodki zapach. Tutaj nadal brakuje oznaczeń szlaku, ale widać już domy i ulice miasteczka. Schodzimy do drogi, u której wylotu stoi tablica z napisem – szlak nr 7. Jest 13:00. Około 10-15 minut zajmuje nam dojście do centrum miasteczka. Ciepło się żegnamy, życząc sobie pięknego pobytu w Malezji i dziękując za wspólną wędrówkę.

W hostelu, w towarzystwie właściciela i miłej pani sprzątającej, czeka, na mnie Kasia. Zrzucam z siebie zabłocone, mokre ubranie i biorę upragniony prysznic. A za oknem zaczyna się właśnie rzęsista, monsunowa ulewa. Ach, jakie szczęście, że zdążyłam przed nią zejść ze szlaku, i co najważniejsze, cała i zdrowa. Można ruszać dalej, po kolejną przygodę.

Informacje praktyczne

  • Długość szlaku: brak oznaczenia na tablicach informacyjnych
  • Czas przejścia: około 3 godzin
  • Trudność: trudna dla osób, które prowadzą siedzący tryb życia
  • Do plecaka zapakuj: wodę do picia, apteczkę, pelerynę lub kurtkę przeciwdeszczową
  • Ubierz wygodne, trekkingowe obuwie, zalecam długie spodnie

Jedna myśl w temacie “Trekking w malezyjskiej dżungli – szczyt Gunung Beremban 1812 m n.p.m. (Tanah Rata)

Add yours

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑