Barcelona marzenie co drugiego faceta ze względu na stadion i drużynę piłkarską, ale także co którejś kobiety – bo uwierzcie mi tu jest co robić. Historii nie będę przytaczać bo kto ma ochotę się z nią zapoznać, to sięgnie w wiarygodne źródła. Zabieram Was do Barcelony, którą zrobiłam sobie w 3 dni po swojemu. Zupełnie bez bieganiny, na spokojnie. Chociaż przyznam, nogi pierońsko bolały 🙂
Przy dobrym planie i rozsądnej logistyce w 3 dni można dużo zobaczyć. Barcelona należy do tych miast, które można i tydzień zwiedzać. Oprócz tego, że warto mieć zarys, szkielet drogi w głowie to fajnie jest tu także spacerować spontanicznie po uliczkach i dzielnicach. Ciekawe miejsca w Barcelonie przyciągają uwagę turystów. Warto tak zaplanować wycieczkę, by nie zmęczyć się tłumem.
Komunikacja miejska
Jest bardzo dobrze rozwinięta i polecam skorzystać z metra. Jest najszybsze, nie jest najdroższe a efektywne. Obrałam taki plan, że na dwa dni kupiłam bilety na metro dla mnie i koleżanki, a trzeciego dnia kupiłam dwa pojedyncze bilety bo resztę przeszłam. Najdalsze punkty zwiedzania zaplanowałam na pierwsze dwa dni. Uważajcie w metrze na złodziei. Tak samo jak w Paryżu czy Lizbonie tutaj trzeba być także podwójnie czujnym, Barcelona co ciekawe, a zarazem smutne słynie z okradania. Na szczęście nas nikt nie okradł, ale miałyśmy oczy i uszy wszędzie.
Nasza podróż do Barcelony odbyła się w 2015 roku tuż przez Bożym Narodzeniem. Czyli jarmark na jarmarku 🙂
DZIEŃ 1
Dzielnica Gotycka – tu się zgub, bo warto
Bardzo ciekawe miejsce i warto na pewno się tu wybrać. Rzekłabym, że to punkt obowiązkowy do odwiedzenia w Barcelonie. Dzielnica znajduje się blisko centrum. Najlepiej nie używajcie tu mapy a po prostu spacerujcie gdzie was nogi poniosą. Gotyk jest wszędzie, a do tego wysokie surowe ściany nadające troszkę średniowiecznego klimatu miastu. Z racji, że byłyśmy tu przed Świętami Bożego Narodzenia to udało nam się odwiedzić ogromnie dużo jarmarków z małymi cudeńkami.
Plac Kataloński
Ludzi ogrom. Budek z rękodziełami multum. Do tego jakaś akcja dla ochrony środowiska była przeprowadzana podczas naszego spaceru wokoło placu. Ogromne manekiny wykonane z odpadów przypominały w towarzystwie psychodelicznej muzyki o tym, by dbać o recykling. Ciekawa inicjatywa, która przykuła i naszą uwagę. Wokoło placu katalońskiego można było zauważyć wiele straganów ze starociami. Atrakcją byli nielegalni sprzedawcy markowych torebek, których widok na pewno znacie z innych europejskich miast. Sterczą godzinami na ulicach wciskając przechodniom tanie podróbki, po czym na widok policji zbierają swój majdan i uciekają tak szybko jak się da.
Uniwersytet Barceloński
Nie podejrzewałam, że trafimy tu na jakąś imprezę. Chciałam tylko zobaczyć jak wygląda budynek, a tu pach – trafiamy do serca pysznego jedzenia, sprzedaży wyrobów domowych i pysznego piwa. Musiały być tu organizowane jakieś dni otwarte dla studentów, gdyż wokoło nas było pełno ludzi. Wszyscy pili piwo w specyficznym słoiczku – też musiałyśmy iść je kupić! Do tego można tu było najeść się zupą za 3 euro i za 5 euro zjeść hiszpańską, dosyć dziwną w smaku tortillę (o jedzeniu będzie w osobnym wpisie).
La Rambla – must go!
Najsłynniejsza ulica Barcelony to La Rambla. Tego miejsca nie wolno opuścić. Spacerując tą wyjątkowo długą ulicą podczas rozglądania na boki zobaczymy wiele dzieł Gaudiego. Faliste i odjechane kształty budynków mówią, że to Gaudi. Ciekawa perspektywa dla architektury i facet miał naprawdę wyobraźnię. Na La Rambli można też dobrze pojeść, ale uwaga na ceny! Bywa, że Paella w jednym miejscu kosztuje 20 euro, a kilkadziesiąt kroków dalej już 12. Tu także stoi budka na budce z pamiątkami dla turystów. Nie polecam, wszystko drogie. W bocznych uliczkach kupicie taniej. Tu także mamy bramę do targowiska, które znajduje się z boku La Rambli, ale o tym później.
Park Güell
Wszyscy zachwalali by się tu wybrać. No to poszłyśmy. Warto sprawdzić godziny otwarcia, bo myśmy się wybrały dość późno, ale na szczęście park jeszcze był otwarty. Czy byłam zachwycona? Nie. Podobało mi się, ale niektórzy przesadnie stwierdzali, że jest tu cudnie. Oczywiście cały park jest zachowany w stylu Gaudiego. Jest faliście, kolorowo, mozaikowo. Natomiast mnie zachwycił widok z parku na zbierające się do nocy miasto. Podczas spaceru myślałam, że obszar do zwiedzania będzie większy. Dosyć szybko przeszłyśmy cały obiekt.
ZOBACZ TAKŻE: Wpis o hiszpańskim tapas
Dzień 1 zakończyłyśmy na La Rambli przy kielichu wina. Napisałam tak specjalnie bo miała być mała lampka, a okazało się, że zamówiłyśmy po 0,7 l na głowę. Sami się zatem domyślacie, że dzień zakończony był na wesoło.
Dzień 2
Zaczynamy dzień od Sagrady Familii. Nie wchodzimy do środka, bo naszym oczom ukazuje się kolejka na kilka godzin stania. rezygnujemy. Poza tym widzimy, że bilety mają ceny z kosmosu, a na zwiedzaniu kościołów nam jakoś aż tak bardzo nie zależy. Wolę akurat Sagradę podziwiać przede wszystkim z zewnątrz. Sagrada Familia słynie z tego, że od lat jest w remoncie. Była, jest i będzie remontowana. Byłam tu kilka lat temu i także podziwiałam robotnicze żurawie. Dodam, że Sagrada ma w sobie coś totalnie odjechanego. Nie wiem co brał Gaudi projektując ją, ale miał facet naprawdę wizję. Warto sobie pochodzić dookoła niej.
Panorama Barcelony czyli jedziemy na bunkry
Miejsce na jakie się wybieramy nazywa się Bunkers del Carmel. Wyczytałam, że stąd widoczna jest piękna panorama miasta i jest za darmo! Dojeżdżamy tu metrem, a potem czeka nas pod górę konkretny spacer. Troszkę się umęczycie, ale warto! Widok na miasto jest cudowny. Miałyśmy lekkie zamglenie, ale nie przeszkadzało to w podziwianiu. Miejsce nie jest aż tak znane przez turystów, dlatego nie zaznacie tu ogromnych tłumów. Nie każdemu także chce się wejść do góry. Drogę powrotną wybieramy na czuja i schodzimy w dół miasta ciekawymi uliczkami.
Camp Nou – marzenie nie tylko każdego faceta!
To już moja druga wizyta na stadionie. Pierwszy raz zwiedzałam go także w środku. Teraz wybrałyśmy się także go zobaczyć. Nie było możliwości zwiedzania, bo akurat było zamknięte, ale Magdzie na szczęście na środku nie zależało. Poobserwowałyśmy ogromny stadion z zewnątrz i przyznam po raz drugi – robi wrażenie! Można się tutaj dostać metrem. Jedziemy co prawda na drugi koniec miasta a potem musimy troszkę się przejść, ale nie jest aż tak daleko z przystanku metra.
Poszukiwanie pchliego targu
Następnie wybieramy się na pchli targ, który podobno w jednej z dzielnic jest cały dzień. Niestety szukamy, szukamy i jak już znalazłyśmy ogromne wrota do targowiska, to pocałowałam klamkę, a miejscowi powiedzieli, że tak owszem jest długo czynne, tak jest w niedzielę ale pierwszą miesiąca! No nic trudno, niedaleko była galeria handlowa a nam jak to kobietom zachciało się zobaczyć jakie są w niej sklepy. Był angielski Primark, były tłumy i promocje nie z tej ziemi. To wiecie co się działo, nie muszę kończyć 🙂
Dzień zakończył się tak, że główkowałam w nocy jak spakować to co kupiłam. A zadanie nie było łatwe. Buty na szerokim obcasie i bluzeczka a ja mam ze sobą tylko bagaż podręczny – z Wizzaira – ten mały! Ale jak to ja, dałam radę 🙂
Dzień 3
La Boqueria – najsłynniejszy bazar w Barcelonie
Rzecz jasna i tu musiałam być. Gdzieś w 1/4 La Rambli znajduje się bazar. Trzeba jednak w niego wejść z boku. To najbardziej słynne miejsce z owocami, warzywami i pysznym jedzeniem w Barcelonie. Podobno warto przejść się tu pod koniec dnia to i coś za darmo dostaniecie. Bazar jest bardzo kolorowy. Owoce i warzywa a także świeżo wyciskane soki tętnią kolorami. Oczy nie mogą się napatrzeć, a kubki smakowe szaleją. Kupujemy sok. Jest przepyszny i kosztuje chyba euro czy 1,5. Znajdziecie tu także wiele odmian czekolady. Jest niestety droga, ale jest przepyszna. Dla smakoszy znajdą się tu także mięsa i ryby. Jest tego tak dużo, że ciężko byłoby się zdecydować co tu zrobić na obiad.
Park Ciutadella
Idziemy pieszo do parku. Jest ogromny, bardzo zadbany i przyjemnie się tu spaceruje. Na środku parku znajduje się fontanna i bardzo ładne jeziorko. Dookoła pełno ławeczek. Jest bardzo czysto i zielono. Dużo ludzi biega. Młodzież siedzi na wagarach, bo akurat jesteśmy w porze lekcji. Siadamy na ławce i obserwujemy otoczenie. Jest cicho spokojnie i tak inaczej. Tak, że chce się tu zostać i siedzieć. Nie ruszać się nigdzie. Pomarzyć sobie i nie myśleć o niczym. Rosną tu też dziwne drzewa no i jak to w Barcelonie co jakiś czas mijamy palmę. Fajnie tak iść miedzy palmami pod koniec grudnia.
Plaża w Barcelonie
A teraz totalna laba. Po długim spacerze na plażę w końcu na nią trafiamy i leżymy na piasku. Jak tego nie cierpię tak teraz mi się podobało. Ludzi można było policzyć na palcach. Słońce przyjemnie drażniło powieki. Był 21 grudzień a ja leżałam na plaży w Barcelonie w krótkim rękawku i cieszyłam się życiem, chwilą i tym spokojem. Zakłócił go tylko na chwilę facet z lodami i piwem, który na siłę chciał nam coś wcisnąć. Potem zebrałyśmy się i wzdłuż wybrzeża poszłyśmy dalej na spacer.
Niestety ta sielanka dobiegała końca, bo za kilka godzin mamy samolot do Katowic. Barcelona w 3 dni – udało się wiele zobaczyć i bardzo dużo przejść. W dalsze miejsca jeździłyśmy metrem. Pozostałe atrakcje zwiedzone zostały pieszo. Polecam każdemu Barcelonę. Mimo, że jest tu dużo ludzi i faktycznie bywa dziko – to warto zrobić sobie taki city break właśnie tutaj.
Kasia, po Twoich barwnych opisach mam wrażenie, że byłaś tam conajmniej 2 tygodnie! 🙂 i aż mi się zachciało tam polecieć 🙂
Kiedy przeczytałem lead tego wpisu, od razu wiedziałem, że podobnie zwiedzaliśmy to miasto. Byłem tam w lutym zeszłego roku. 4 pełne dni chodzenia non stop. Wycisnalem Barcelone jak cytrynę. Jedyne miejsce jakiego nie odwiedziłem to stadion- zwyczajnie mnie on nie kręcił 🙂
Miło było sobie przeczytać ten wpis i przypomnieć tamte chwile 🙂
a co z hotelami w grudniu? są ogrzewane?
Nie pamiętam dokładnie ale był chyba elektryczny grzejnik. Nie było za zimno.
Chyba był grzejnik elektryczny w pokoju. Nie kojarzę też by było ekstremalnie zimno.